Kolekcjonerzy Arystokratycznych Czaszek - KAC

Kolekcjonerzy Arystokratycznych Czaszek - KAC


#1 2007-09-12 04:01:41

Verda

Prezes

Zarejestrowany: 2007-09-12
Posty: 178
Punktów :   

Niesamowita historia by Verda

Długo planowali całą akcję. W niebezpiecznej misji trzeba zadbać o minimum ryzyka. Cała piątka zdawała sobie sprawę, jak się to wszystko może skończyć jeśli popełnią jakikolwiek błąd. Huma, jak zwykle dowodził akcją, i jak zwykle on opracowywał plan. Verda jako jego prawa ręka koordynowała wszelkie działania i popędzała wszystkich do roboty. Hrum miał się zajmować zaopatrzeniem do spółki z Eriką.
W całej akcji jednak najważniejszą rolę miał Tiro. To on odpowiadał za zbieranie informacji o celu ich niecnego planu. Nikt w końcu chuderlawego elfa nie będzie podejrzewał o złe zamiary. Cała banda szykowała się do skoku na wieże maga. Nikomu w historii
Arkadii się to jeszcze nie udało, więc jeśli odniosą sukces, to nie tylko staną się bajecznie bogaci, ale i sławni w całym półświatku.
    Pracowali nad tym planem, bez wytchnienia od ponad pół roku i właściwie byli gotowi. Siedzieli właśnie w swojej obskurnej, wilgotnej siedzibie, kiedy do środka wpadł zdyszany Tiro. Oczy wszystkich skierowały się na niego. Elf sapiąc i dysząc próbował wyartykułować jakieś słowa, niestety jego wysiłki spełzły na niczym. Zgięty w pół zdołał tylko machnąć ręką w kierunku drzwi przez, które dopiero co wpadł.
Huma poderwał się na równe nogi, co zważywszy, że jest krasnoludem nie było by widoczne gdyby nie fakt, iż zmalał nagle po opuszczeniu wygodnego fotela. Ryknął swoim basowym głosem: Ruszamy!
Cóż mogli począć, musieli się ruszyć. Zebrali cały swój ekwipunek i wyszli. W drodze elf wyrównał oddech i powoli wytłumaczył, że mag ma niebawem przenieść wieżę, rozpoczął już nawet rzucanie czaru teleportacji, więc niebawem łup zniknie im w kłębach dymu.
    Szli sprawnie zarówno do wieży, jak i w niej samej. Po drodze skrzętnie rozbrajali pułapki, zabijali golemowych strażników i kradli wszystko, co ich zdaniem warte było dźwigania. Pięli się na sam szczyt wieży do pracowni maga. Zapewne w swej naiwności wierzyli, że pełna jest złota i klejnotów. Po drodze już zaczynali rozprawy na temat podziału i wykorzystania łupu.
W końcu dotarli na szczyt. Tiro sprawnie rozprawił się z magicznym zamkiem w drzwiach pracowni, pchnął lekko drzwi...

Lekko oszołoniona Verda uchyliła powieki. Słońce raziło ją w oczy, a ciężkie powietrze utrudniało oddychanie. Odruchowo obmacała się, żeby przekonać się czy żyje, czy nie śni i czy ma wszystkie kończyny.
Poderwała się nagle. Gorączkowo zaczęła oglądać siebie i okolice. Kiedy nieco otrząsnęła się z szoku usiadła z impetem na głazie. Oglądała z  niedowierzaniem swoje baryłkowate, potężne dłonie i jedne co zdołała wyszeptać brzmiało mniej więcej:
" Bogowie ratujcie, zmieniłam się w Humę...."
Po dość długiej chwili zadumy doszła do wniosku, że czas zacząć działać. Słońce co prawda niedawno wstało, ale w górach szybko niknie za horyzontem.
Nie poznawała okolicy, ale wystarczająco dobrze wiedziała co robić, żeby nie zabłądzić. Po paru godzinach dotarła do górskiego miasta siedziby tutejszych krasnoludów. Omiotła wzrokiem okolice, po czym marudząc pod nosem, że przynajmniej się wyróżniać nie będzie ruszyła przez plac w kierunku Karczmy. Na placu było niewielkie zbiorowisko, ale niewiele ją to na razie obchodziło. Już prawie nikła w przybytku, kiedy zza plecy usłyszała znajomy basowy głos:
"Co jest, kruca!"
Odwróciła się na pięcie. W samym środku zbiorowiska, tóż pod studnią siedział oparty Huma. Wyglądał całkiem normalnie z wyjątkiem olbrzymiego guza na czole. Podbiegła do niego z szerokim uśmiechem na ustach.
- Dobrze Cię widzieć, krzykaczu - mówiła podnosząc go pod ramię z zimnego podłoża.
Patrzył na nią w osłupieniu.
- Wstawaj, dziadku, bo znowu będziesz marudził na stawy - dodała z lekką irytacją, kiedy ten miast się podnosił gapił się na nią, jak ciele.
- Ve.. rda - wycedził w końcu - ale wyładniałaś. Chyba naprawdę porządnie kropnąłem o glebę.
Razem ruszyli w kierunku karczmy, choć Huma nadal się trochę ociągał gapiąc się na nią w zdezorientowany.
Posadziła go przy jednej z ław ustawionych w środku, po czym ruszyła do szynkarza zamówić dwa piwa. Kiedy wróciła, Huma nadal się
gapił. Usiadła wypiła pół kufla jednym haustem i spytała:
- Co pamiętasz?
Huma potarł odruchowo czoło, co spowodowało grymas bólu na jego twarzy:
- Cóż Tiro drzwi uchylił i wlecieliśmy
Wyprostowała się patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem, jednak po chwili się odezwała:
- Portal! Utrupie uszaka, jak go zobaczę! Wprowadził nas wprost w niestabilny portal magiczny.
Verda aż zróżowiała ze złości.
- Wiesz gdzie jesteśmy? - spytała nagle
Huma wzruszył ramionami, i dodał po chwili:
- Tam na placu mówili, że pewnie Zielony Smok mną rzucił
Verda wybałuszyła na niego gały w wyrazie zdecydowanego zdziwienia
- Smok...?
- Nie! Pergamin! - rzucił kąśliwie
- Znaczy, że tu jest Smok...?
- Tak mówili, że w lesie jest gdzieś i  rozrabia
- Idziemy zobaczyć?
- Chyba szyszki!
Popatrzyła na niego dziwnie.
- Tak bez broni, po takim wypadku?! Oszalałaś kobieto!
Entuzjazm Verdy nieco osłabł, kiedy zdała sobie sprawę, że Huma ma racje.

    Czas mijał. Kolejne dni schodziły im na treningach, spacerach i wieczorach w karczmie. Każda noc spędzona na polu noclegowym kończyła się burdą z jakimś szlachciurą, co dla zabawy motłoch męczy. Po paru dniach tej mordęgi odezwał się Tiro. Nie długo trzeba było czekać, żeby z nieba spadł Hrum, a i Erika również cieszyła się dobrym zdrowiem.
Huma z Verda postanowili uczcić to szczęście w nieszczęściu, jak również ogłosić kompanom, że dni spędzone wspólnie zaowocowały przysięgą małżeńską.
Spotkali się w karczmie, jak to mieli w zwyczaju. Uznali wspólnie, że może kraina inna, ale za to oni ci sami.
Pijąc i rozmawiając żalili się na trudy życia w obcym świecie, gdzie ciężko o porządny łup, czy pracę, a jeszcze szlachta się panoszy, jak nigdzie w Arkadii. Po kolejnym antałku miodu, kiedy byli już mocno upojeni zaczęli wspominać, jak im dobrze było kiedyś razem, jak walczyli wspólnie i grabili wspólnie, dla wspólnego dobra z dóbr szlacheckich.
- eee... tho siee soorghanisujemy! - wybełkotała Verda
- Thak, jak khiedyś w domu - przytaknął Huma
- ooo, nee kochaany - powiedziała Verda grożąc mu palcem - pamientas co było jakh ostatnio rzomciłęś...
- pufff - dodała groteskowo gestykulując
- Ja bede rzocić - powiedziała stanowczo wskazując na siebie
- Razem nazbieramy pokaźny kopczyk czaszek naszych wrogów. I pokaźny majątek przy okazji - powiedział Tiro, który najmniej zdawał się być pod wpływem ... chwili.
- Ha! Właśnie! - Wszyscy popatrzyli na Erikę
- Naswiemy się KAC!
Wszyscy, nawet Tiro, skrzywili się na myśl o potwornym kacu, jaki czeka ich rano, a Erika ciągnęła swój wywód:
- Kholekhcsjoneszy Arystokhratysznych Czaszek - z wielkim trudem niemal wypluła te słowa
- Ale u nas bida, asz piszczy ... a to khosztuje wszystkho - Verda sprowadziła ich na ziemie
Nastała chwila przygnębiającej ciszy. Dopiero, co rądzący się optymizm, zaczął już umierać.
- Mhoge byś spszontaczem - wycedził z lekką nutą nadziei w głosie Hrum
- Ja zostanę ogrodnikiem - rzucił Tiro
- Ja moghe pilnowaś ghoszały - powiedziała Erika nie spuszczając oka z kufla
- Ja Cie bede wspierał - dodał Huma spoglądając z nadzieją na Verdę
Kolejna chwila ciszy wstąpiła między przyjaciół. Wszyscy zwrócili swe spojrzenie na Verdę, nawet Erika, która chwilę wcześniej zdawała się być zahipnotyzowana widokiem miodu w swoim kuflu. Verda obrzuciła towarzyszy badawczym, na tyle na ile to było możliwe, spojrzeniem. Przez chwilę zdawało jej się, że patrzą na nią małe bezdomne szczeniaczki. Energicznie potrząsnęła głową, żeby zrzucić z oczu tą marę i stwierdziła stanowczo:
- Więc postanowione. - chwila pauzy na zastanowienie, jak mogła wytrząść z siebie tyle alkoholu jednym energicznym ruchem, po czym ciągnęła wypowiedź - jutro z rana załatwię wszystkie formalności, jak już wszystko załatwię zgłoście się do pracy.
   
    Resztę wieczoru spędzili opijając swoją błyskotliwość i omawiając plany na przyszłość. Nie obeszło się bez wyliczeń, ile osób trzeba by zatrudnić, żeby wszystko w Związku Kolekcjonerów funkcjonowało bez zgrzytów, aby kolekcjonerzy mogli się skupić tylko na kolekcjonowaniu. Siedzieli aż pospali się gdzie popadnie, co oczywiście skończyło się kolejną burdą. To utwierdziło Verdę w przekonaniu, że ułożyli dobry plan, który jak nic tym razem wypali. W myślach tylko powtarzała: Pani Prezes Verda w gildii Kolekcjonerzy Arystokratycznych Czaszek. Z uśmiechem na twarzy i bukłakiem miodu (tylko w celach leczniczych) ruszyła załatwiać wszelkie formalności.


Żyj tak, aby znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz. - Julian Tuwim
Bądźmy wdzięczni idiotom, gdyby nie oni, reszta nie osiągnęłaby sukcesu. - Mark Twain
www.vredna.posadzdrzewo.pl

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl